Batman: Arkham Asylum to gra, która odmieniła gry o superbohaterach. To, co zrobiło Rocksteady, było jak powiew świeżego powietrza dla gier z taką tematyką. Twórcy wzięli na warsztat Mrocznego Rycerza i stworzyli tytuł, który nie tylko jest świetną produkcją dla jego fanów, ale i potrafi zachęcić do tego świata ludzi spoza bańki. Ja jestem Seedu a dzisiaj zapraszam na recenzję pierwszej części serii gier Batman: Arkham.
Mrok, skąpane w deszczu ulice Gotham i batmobil – tak właśnie zaczynamy naszą przygodę. Bruce Wayne, po pozornie udanej misji eskortuje do Azylu Arkham swojego największego przeciwnika, niepokoi go jednak poddanie się Jokera niemal bez walki. Jak się zresztą chwile później okazuje – całkiem słusznie, bo Joker zaplanował jak przejąć kontrole nad całą wyspą Arkham, a jego schwytanie było częścią wielkiego planu. Naszym zadaniem, jako Batmana jest oczywiście schwytanie złoczyńcy, który stopniowo rozpętuje co raz większy chaos w Azylu, a po drodze przyjdzie zmierzyć nam się z wieloma innymi, kultowymi przeciwnikami człowieka nietoperza.
Akcja gry toczy się na odizolowanej wyspie Arkham, na której znajduje się pięć głównych budynków, stanowiących część całego kompleksu azylu psychiatrycznego. Każdy z tych obiektów ma unikalny charakter i funkcję, od laboratoriów, przez więzienne cele, po administracyjne biura. Detale te są dodatkowo podkreślane przez bardzo udany system oświetlenia, który nadaje każdemu pomieszczeniu i krajobrazowi wyjątkowy klimat. Mimo już ponad 15 lat na karku, grafika dalej potrafi zachwycać. Nie raz łapałem się na tym, że zatrzymywałem się, tylko po to by zrobić ładnego screena i popodziwiać widoki.
Walka w tej grze to coś więcej niż tylko klikanie przycisków – to prawdziwy taniec Batmana w akcji. Animacje w produkcji Rocksteady błyszczą w absolutnie każdym momencie, a widowiskowe spuszczanie manta przeciwnikom to wizualna wisienka na torcie. Mimo pozornie prostej zasady – cios, unik, kontra i oszołomienie, potyczki są naprawdę emocjonujące, szczególnie pod koniec gry gdy mamy do dyspozycji wszystkie batgadżety i różne rodzaje przeciwników (choć tych mogłoby być jednak trochę więcej).
Poza walką w zwarciu, jak na Batmana przystało – potrafimy wyśmienicie chować się w mroku. Możemy eliminować przeciwników po kolei, korzystając z kanałów wentylacyjnych lub przemykając nad ich głowami przy użyciu gargulców. To właśnie w elementach skradankowych świetnie zrealizowane AI przeciwników. Na początku patrolują teren, każdy w swoim miejscu. Gdy jednak ktoś znajdzie ciało, zaczynają informować się nawzajem i szybko orientują się, że Batek jest wśród nich. Wtedy zmieniają taktykę – poruszają się ostrożniej, z palcami na spuście. Kolejne ciało? W porządku, teraz chodzimy w parach, plecami do siebie, osłaniając się nawzajem. A gdy zostanie tylko jeden? Panika i strzelanie na oślep. Coś pięknego.
Niestety jednak bossfighty są bardzo nierówne. Z jednej strony mamy bardzo klimatyczne starcia ze Strachem na Wróble czy wymagającą Poison Ivy, a z drugiej przeciwników, których sposoby walki są niemal identyczne. W efekcie bossów jest wprawdzie całkiem sporo, ale trudno cieszyć się powtarzalnymi pojedynkami, które niczym nie różnią się od walk sprzed kilku godzin. O ostatniej walce nawet nie mówię, bo to jest śmiech na sali, potrafili zrobić kilka genialnych walk a na koniec rzucają czymś takim xD
Mam jednak mały problem z trybem detektywistycznym. Z jednej strony genialnie pokazuje on moc Batmana – daje nam poczucie, że faktycznie widzimy wszystko, analizujemy otoczenie i jesteśmy zawsze o krok przed przeciwnikami. To naprawdę świetnie podkreśla, dlaczego Bruce Wayne to nie tylko mięśnie, ale przede wszystkim umysł. Z drugiej strony tryb ten bardzo ułatwia rozgrywkę i za bardzo uzależnia. Sam wielokrotnie łapałem się na tym, że grałem z włączonym trybem detektywa przez dłuższy czas, aż nagle przychodziło olśnienie „Ej, wyłącz to!”, bo choć wygodne i przydatne, to jednak odbiera to przyjemność z podziwiania niesamowicie dopracowanych lokacji i klimatycznych szczegółów.
Batman: Arkham Asylum to prawdziwy raj dla fanów komiksów i animowanego serialu. Gra pełna jest odwołań i smaczków, które sprawiają, że poczujesz się jak w samym sercu uniwersum Batmana. Po pierwsze, dubbing Jokera i Batmana to głosy, które bardzo dobrze znamy z Batman: The Animated Series. Mark Hamill, jako Joker jest szalony i pełen charakteru, a jego niepowtarzalny śmiech wciąż chodzi mi po głowie. Również same dialogi zasługują na pochwałę, bo są napisane po prostu świetnie, pełne dowcipu, napięcia i charakterystycznego stylu dla uniwersum. Do tego dochodzą kolejne świetnie zaprojektowane postacie, jak choćby Zzasz, który przeraża i zachęca do dalszej eksploracji jego historii, choćby poprzez znajdźki. A tych w grze jest cała masa i dzielimy je na zagadki Riddlera, które pozwalają nam poczuć się jak prawdziwy detektyw, a zarazem dają bardzo mocny vibe The Batman. Kolejnym rodzajem znajdziek są Kroniki Arkham, w których poznajemy historię azylu (które szczerze totalnie mnie nie interesowały) na przeciw im jednak jest trzeci rodzaj – taśmy z wywiadów z pacjentami, gdzie możemy poznać lepiej złoczyńców Gotham.
Poza jedną, krótką sceną, która zresztą jest wytworem wyobraźni nie wcielamy się w Bruce’a Wayne’a bez peleryny, co sprawia, że Mroczny Rycerz pozostaje dokładnie taki, jakiego się spodziewamy – nie ma tu żadnych zaskoczeń ani specjalnych prób reinterpretacji tej postaci. Batman jaki jest, każdy widzi. To dalej mroczny, silny i bezwzględny wobec przestępców bohater, ale nic ponad to.
Na koniec standardowo kilka elementów, które nie nadawały się na własne akapity. Jestem wielkim fanem scenek po gameoverze. Postacie, z którymi akurat walczymy bardzo celnie nas ripostują i wyśmiewają, dodaje to im sporo do charakteru. Kolejnym miłym smaczkiem jest niszcząca się zbroja, fajnie jest widzieć takie przywiązanie do szczegółów. Delikatny minus, o którym muszę zwrócić uwagę jest dziwaczny filtr na cutscenkach, przez który prerenderowane cutscenki wizualnie wyglądają gorzej niż sama gra, szczególnie w ciemnych lokacjach. Co do długości – gra należy do tych krótszych, bo ukończenie głównego wątku fabularnego zajmie wam pewnie około 12 godzin i jestem zdania, że to idealny czas dla tej produkcji. Jeszcze trochę i wdarłaby się zapewne monotonia.
Podsumowując – Batman: Arkam Asylum to gra niezwykle udana, potężny fanserwis, ale i coś przyjemnego dla niezaznajomionych z Gotham. Znajdzie się kilka mankamentów, ale nie wpływają one na finalny odbiór gry. Mam nadzieję, że plotki o remake to tylko plotki i nikt nie wpadł na tak beznadziejny pomysł. Ta gra zestarzała się tyle co nic i nawet po 15 latach dalej gra się w nią bardzo przyjemnie.