Baldur’s Gate – kultowy cRPG, który w grudniu obchodzi swoje 25 urodziny. Mimo tego „niezłego” wieku i mnóstwa opinii o legendarności tejże gry nigdy w nią nie zagrałem, aż do niedawna – gdy zafascynowany reputacją Wrót, sam postanowiłem sprawdzić z czym to się je i czy ktoś nowy, może jeszcze polubić ten świat. Zapraszam was serdecznie na moją recenzję Baldur’s Gate: Enhanced Edition, gdzie wspólnie przyjrzymy się temu niezapomnianemu tytułowi, zastanowimy się, co sprawiło, że na zawsze zagościł w sercach graczy, a ja podzielę się swoimi wrażeniami jako nowicjusz w tej magicznej i tajemniczej krainie.
Ratowanie świata zostawmy innym
Naszą historie zaczynamy od stworzenia i nazwania postaci (Hakon pozdrawia!). Chwile po tym już dowiadujemy się o czyhającym za rogiem niebezpieczeństwem i razem z naszym przybranym ojcem Gorionem musimy uciekać z twierdzy, którą nazywamy domem. Wszystko wskazuje, na to że niebezpieczeństwo z jakiegoś powodu, poluje właśnie na nas! Na samym początku chce zauważyć, że nie jest to kolejna opowieść o ratowaniu świata, a raczej próbie zwykłego przeżycia i zdobywania informacji o swoim pochodzeniu, bo niestety nie zdążyliśmy się o nim za dużo dowiedzieć od naszego opiekuna, który w trakcie ucieczki oddaje za nas życie.
Opowieść w Baldur’s Gate nigdzie się nie śpieszy i to właśnie w tym powolnym tempie tkwi jej urok. Zamiast epickiego wyścigu, przenosimy się w świat, gdzie czas zdaje się płynąć inaczej i pozwala nam w pełni zanurzyć się w przygodach bohaterów, rozwiązywać problemy mieszkańców Zapomnianych Krain i spędzać wiele godzin na eksploracji oraz gromadzeniu ekwipunku. I to jest piękne! Baldur pozwala nam zagłębić się w historie tego ogromnego świata, ale i żyć każdym krokiem naszych postaci, nie tylko jako bohaterowie, ale także zwykli mieszkańcy. Możliwość pójścia do tawerny i napicia się taniego piwa, które karczmarz tak poleca, tylko po to by posłuchać plotek to element, który uwielbiam i który pozwala jeszcze bardziej zanurzyć się w tym fantastycznym świecie.
Sama główna intryga jednak nie powala. Mamy całkiem dobry pomysł na głównego przeciwnika, ale tak naprawdę wszystkiego o nim dowiadujemy się nagle. Do pewnego momentu działamy powoli, zajmujemy się sprawami, które ktoś zrobić musi, aż pod koniec gry wychodzą wszystkie informacje i zaraz po tym filmik końcowy. No nie tego oczekiwałem, po głównym wątku tejże gry. Na szczęście sytuacje ratują zadania poboczne, które choć krótkie i w teorii zwykłe „przyjdź, zabij, pozamiataj”, to w rzeczywistości dzięki wyśmienitym dialogom sprawiają one, że potrafiłem siedzieć godzinami ratując życie kolejnym nieszczęśnikom.
Lokacje zachwycają
Obszar, który przyjdzie nam zwiedzać jest ogromny, choć mogłoby się wydawać, że zbyt pusty – ja jednak nie podzielam tego zdania i jestem fanem tych pięknych, malowniczych lasów. Uważam, że to kolejny udany sposób na zbudowanie prawdziwego, żyjącego świata, no bo przecież nie wszędzie się coś musi dziać. Mamy miasta przepełnione ludźmi (i nie tylko!), tawernami, sklepami czy świątyniami, ale mamy też lasy pełne dzikich zwierząt, które żyją spokojnie swoim życiem, ale mamy też polujących na nich ludzi, którzy na pewno zwrócą nam uwagę, gdy będziemy hałasować i utrudniać im to zadanie. Dodatkowo udźwiękowienie sprawia, że przechadzka po takim lesie staje się niezwykle przyjemna. Dzięki tej dbałości o dźwięki ptaków, wiewiórek czy innych zwierząt, gra staje się bardziej immersyjna, przenosząc nas w rzeczywisty świat natury.
Jak już wspomniałem lasy zachwycają swoją malowniczością i magicznym klimatem, nie są to jednak wyjątki od innych lokacji, które również przykuwają uwagę swoim urozmaiceniem i szczegółowością. Miasta tętnią życiem i „zwykłymi” tajemnicami szarych istot. Jaskinie zachwycają swym mrokiem i faktycznie możemy odczuć strach przed nieznanymi zakamarkami dalszych tuneli. Świat jest bardzo różnorodny, ale i otwarty – praktycznie w każdym momencie możemy udać się gdzie tylko chcemy.
Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę
Przygód nie doświadczamy jednak sami, bo gra daje nam możliwość i poleca by zebrać drużynę, z którą będziemy rozwiązywać wszystkie problemy w krainach. Niestety jednak uważam, że nasi towarzysze to element z niewykorzystanym potencjałem. I nie zrozumcie mnie źle – uwielbiam Minsca, no i oczywiście Boo, nie zapominajmy o Boo, ale brakuje mi tutaj interakcji między towarzyszami, czyli coś co tak bardzo spodobało mi się w Tormencie. Chciałbym by Imoen kłóciła się z jąkającym Khalidem, Dynaheir wychwalała Minsca, a ktoś wyśmiewał Boo, niestety jednak żadnych rozmów w naszej ekipie nie doświadczymy, no chyba że między główną postacią a innym towarzyszem. Podobno ten element został wprowadzony w drugiej części i wyszedł tam naprawdę dobrze, ale brakuje mi go tutaj.
Adventures & Dragons pełną parą
Baldur’s Gate oparty jest na zasadach drugiej edycji Adventures & Dragons, które były delikatnie mówiąc trudne do pojęcia, szczególnie osobie niezaznajomionej wcześniej z tym światem (chociaż kilka lat temu ukończyłem Tormenta). Teoretycznie gra posiada samouczek, ale dotyczy on bardziej korzystania z interfejsu, niżeli sposobu liczenia punktów, które przecież są tutaj tak ważne. Jedne wartości punktów lepiej jak są wieksze, drugie jak są mniejsze i weź to wszystko ogarnij ot tak bez żadnych podpowiedzi. Na szczęście teraz, w 2023 roku, spokojnie mogłem sobie sprawdzić te informacje w internecie, bo inaczej dużo dłużej zajęło by mi zrozumienie tego. Początkowo te trudne zasady miałem uznać za minus, ale okazało się, że w oryginalnym wydaniu pudełkowym do gry dostarczana była również potężna instrukcja, która wszystko dokładnie wyjaśniała, a nawet posiadała opisy wszystkich czarów!
Coś co również mi się bardzo spodobało to tworzenie postaci i uważne wybieranie biegłości. Do naszej dyspozycji mamy mnóstwo różnych klas, które się od siebie różnią, np. tym jakich broni mogą używać. Tak o to trzeba bardzo uważnie awansować punkty biegłości, aby nasza postać była jak najmocniejsza, bo jeden zły wybór może znacząco utrudnić nasze starcia. W końcu w całej grze nie awansujemy tak często i kończymy zapewne z poziomem poniżej dziesiątego! Mimo to jednak uważam, że poziom trudności jest bardzo przystępny (grałem na normalnym, który paradoksalnie jest bardziej takim średnio-niskim xD, bo do wyboru mamy jeszcze „Standardowe zasady”). Są momenty, w których trzeba się natrudzić, ale nie na tyle by psuło nam to rozrywkę.
Przygotujcie długopis i kartkę
Nie mogę niestety jednak pojąć jak można było tak spierniczyć sprawę dziennika, którego ciężko mi znaleźć jakieś zalety. Gdy zaczynamy nowy rozdział automatycznie, bez żadnego ostrzeżenia kasują nam się wszystkie questy, nawet te, które teoretycznie są na wyższe poziomy czy rozdziały. Co ciekawe, mimo usunięcia z dziennika to questy dalej są aktywne i jeśli tylko o nich pamiętamy to dalej można je ukończyć, a przynajmniej udało mi się tak zrobić z jednym zadaniem. W raz z nowym rozdziałem musimy pożegnać się również z wszystkimi informacjami dotyczącymi tego kto co skupuje. Ale zostawmy już to kasowanie, skupmy się na innym aspekcie dziennika, czyli samym zapisywaniu zadań, bo i tutaj twórcy nie są konsekwentni. Jednym razem nowa informacja do zadania jest dodawana pod inną godziną, a innym razem podmienia nam wcześniejszą informacje, przez co o wszystkim musimy sami pamiętać, nawet jeśli mamy to zapisane w dzienniku. Nie wiem, może za dużo nagrałem się w Gothica, gdzie dziennik został zrobiony idealnie i temu mam takie wymagania – naprawdę nie mam pojęcia.
Raj dla uszu
Wracając jednak do udźwiękowienia, które jak wspominałem celująco buduje klimat i wchłania nas co raz bardziej. Poza świetnymi dźwiękami lasu i zwierząt na uwagę zasługuje świetna muzyka Michaela Hoeniga, którego kompozycje doskonale wpasowują się w atmosferę i sytuacje i perfekcyjnie podkreślają ważne momenty w przygodzie naszej drużyny. Do tego dochodzi wybitna polonizacja, w której usłyszeć możemy tak wybitne osobistości jak Piotr Fronczewski, Jan Kobuszewski czy Gabriele Kownacką. Myślę, że wielu, którzy nie grali nigdy w Baldura bardzo dobrze znają tekst „Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę” – o czymś to świadczy moi drodzy 😉
Zanurzcie się w nieznanych krainach czym prędzej
Podsumowując, Baldur’s Gate w wersji Enhanced Edition (która została mocno poprawiona od premiery!), jest wyśmienitą produkcją, która przetrwała próbę czasu w sposób najlepszy z najlepszych i nadal potrafi zachwycić swoją szczegółowością i otwartością świata. Mimo że na rynku dostępne są nowsze, bardziej zaawansowane graficznie tytuły, Baldur’s Gate potrafi wciągnąć na długie godziny dzięki swojej rozbudowanej zawartości, bowiem tyle malutkich elementów i szczegółów ciężko szukać nawet w nowych grach. Dla każdego, kto kocha gry tego gatunku, Wrota Baldura to absolutna konieczność, która dostarczy niezapomnianych wrażeń i emocji na długie, niekończące się godziny rozgrywki.
Sam zakończyłem grę mając na liczniku 45h, co jest naprawdę sporym wynikiem jak na mnie, ale to wszystko zasługa pięknego i żywego świata. Nie ukończyłem jednak dodatku „opowieści z wybrzeża mieczy”, ale na pewno to zrobię i wtedy poinformuje was o moich odczuciach, a tymczasem – zapraszam do komentowania notki, a tych którzy nigdy nie grali – do poznania nieznanych krain!
Ładne, spoko że ci się podobało, od tego w sumie są gry