Produkcja, do której podchodziłem wiele razy, ale nigdy nie było dane mi jej ukończyć. Za sprawą świetnego klimatu przychodziły kolejne próby, by w końcu znowu usunąć grę z dysku przez zbyt wysoki poziom trudności, odczekać dwa lata i powtórzyć te sytuację, ale w końcu się udało i dziś mogę wam ją przedstawić, poznajcie przygodówke point and click z 2001 roku – The Watchmaker. Zegarmistrz!
O to wcielamy się w dwójkę bohaterów – Darryla Boone’a – prywatnego detektywa z zamiłowaniem do badania zjawisk paranormalnych i panią mecenas – Victorie Conroy. Zadaniem naszych bohaterów jest wyruszenie do pewnego zamku i odszukanie tajemniczego wahadła, które już niedługo może doprowadzić do końca świata TUDUDUDUUUU! I mimo, że nasz cel w tej grze wydaje się być już strasznie oklepany tak w rzeczywistości, po poznaniu pewnych szczegółów tej opowieści, uważam że jest to zmarnowany potencjał i w tym świecie można było opowiedzieć dużo ciekawszą historie. Wystarczyłoby tylko skupić się bardziej na postaciach, opowiedzieć nam o nich więcej. Przedstawić ich jako prawdziwych ludzi z „jakimś” charakterem, a nie punkty na scenariuszu do odbębnienia. Bardzo dobrze pamiętam jak za gówniaka bałem się, a zarazem jak bardzo ciekawiła mnie historia małej dziewczynki pochowanej w mauzoleum, a teraz po ukończeniu gry dalej nic o niej nie wiem i nie rozumiem co jej wątek zmienia w fabule, poza pretekstem do kolejnych zagadek.
Przygody naszych bohaterów przyjdzie nam oglądać statyczną kamerą ustawioną gdzieś w rogach pomieszczeń, ale w każdym momencie możemy na chwilę uruchomić widok z pierwszej osoby, aby dokładniej przyjrzeć się danym przedmiotom czy meblom. Sterowanie działa na zasadzie hybrydowej – kursorem myszy zaznaczamy elementy, na których chcemy wykonać interakcje i nasza postać wtedy normalnie do nich podejdzie, ale do wolnego sterowania dużo lepiej jest korzystać z klawiatury. Niestety w grze nie ma wbudowanych ustawień do zmiany mapowania klawiszy, więc będziemy zmuszeni korzystać z układu strzałki + myszka, który nie ukrywajmy – nie należy do najwygodniejszych. Przy klikaniu w małe elementy gra potrafi czasem źle odczytać co kliknęliśmy, ale nie jest to nagminny problem.
Zagadki w grze zdecydowanie należą do trudnych, a otwarty świat nie ułatwia ich rozwiązywania. Na szczęście podpowiedzi znajdziemy w dialogach czy przedmiotach jakie znajdujemy. Nawet niepozorna kłódka znajduje sobie w tej grze dość nie jasny cel, w pewnym momencie po prostu wpadamy na pomysł, że ten mały przedmiot, który mamy w ekwipunku praktycznie od początku gry możemy wykorzystać w bardzo ciekawy sposób, zdecydowanie nie zgodnie z jego przeznaczeniem. Warto podchodzić do różnych zadań różnymi postaciami, bo tam gdzie delikatna pani mecenas sobie nie poradzi, tam Darrel dopomoże (i odwrotnie). Zdecydowanie na pochwałę zasługuje to, że to co powie nam dana postać zależy od tego jakim bohaterem akurat gramy. Młoda pokojówka nie będzie się tak chętnie dzielić swoimi przygodami miłosnymi, jeżeli będziemy grali sporo starszym od niej facetem, ale za to z kobietą, która ją zrozumie – jak najbardziej! Sam niestety nie należę do najbystrzejszych ludzi do takich gier (kto oglądał machinarium w moim wykonaniu ten wie), więc te zagadki sprawiały mi problem i musiałem sobie bardzo dużo pomagać poradnikiem.
Dzisiaj gra straszy nas paskudną oprawą graficzną i poszarpanymi krawędziami. Zaś gdy wychodziła w 2001 roku grafika była po prostu okej, ale zdecydowanie nic po za tym. Mieliśmy już wtedy gry, które potrafiły cieszyć oko dużo bardziej. Niestety nawet nasi protagoniści nie dostali jakiegoś lepszego modelu, a przecież ciągle musimy na nich patrzeć. Nie pomaga również fakt, że gra nie wspiera wyższych rozdzielczości, a przez to, że nie zyskała ona nigdy rozgłosu to i żadnego widescreena w internecie nie znajdziemy. Jesteśmy zmuszeni grać w 1024×768.
Coś co bardzo mi się jednak spodobało to żyjący świat. Cała historia toczy się w ciągu jednego dnia, a każda nasza udana interakcja z jakimś przedmiotem to +kilka minut do czasu akcji. Pozwoliło to na różne rozmieszczenie bohaterów w zależności od godziny. Tak o to na przykład o godzinie dziesiątej na basenie znajdziemy żonę nadzorcy relaksującą się przy czytaniu książki, by o czternastej spotkać ją ćwiczącą na siłowni, a o siedemnastej w jej pokoju popijającą herbatkę – świetne. Każda z postaci ma różne zadania na różne godziny, dzięki czemu mamy wrażenie że zamek faktycznie żyje. Jest to również kolejna zachęta do zwiedzania terenu zamku, żeby zobaczyć co nasi bohaterowie robią i jakie są ich obowiązki, a może i przyda nam się to do rozwiązania jakiejś sprawy? Do eksplorowania zachęca nas również bardzo ładna mapa. Zamek wewnątrz jest wykonany bardzo dokładnie i nie brakuje w nim pomieszczeń. Tajemnicze stare skrzydło nie zawodzi i gdy w końcu się do niego dostaniemy to czuć ten tajemniczy klimacik.
A skoro o klimacie mowa – jest to element, który prowadzi całą tę grę. To właśnie ten tajemniczy, mroczny klimat ciągle zachęcał mnie do powrotu na ten piękny zamek. Muzyka, która przygrywa nam w trakcie odsłaniania kolejnych tajemnic tego miejsca idealnie pasuje do tego mrocznego świata. Wejście do ukrytego pomieszczenia zawsze wiązało się z załączeniem jeszcze bardziej tajemniczej melodii i jeszcze większej potrzeby poznania całości tej historii.
Zegarmistrz otrzymał pełną polonizację, ale nie zaliczyłbym jej do udanej. Tłumaczenie jest pełne literówek, a i grając facetem niejednokrotnie słyszałem jak zwracają się do mnie w formie żeńskiej. Dubbing poza całkiem dobrym Darrylem (Dariusz Odija) jest raczej średni. Mam wrażenie, że aktorzy nawet nie wiedzieli w czym grają i w jakich okolicznościach wypowiadają swoje kwestie. Dodatkowo nawet jakość audio jest kiepska, czasem słychać jakieś podmuchy i ogólnie dziwne trzeszczenie. Chociaż i tak stoimy dziesięć poziomów wyżej niż oryginalny (?) angielski dubbing. To co się tam zadziało to jest po prostu tragedia i poziom jasełek w szkole podstawowej xD
Podsumowując – Zegarmistrz to produkcja, która mistrzowsko zmarnowała potencjał na opowiedzenie bardzo ciekawej historii, ale mimo to dalej potrafi sprawić trochę radości w trakcie grania. Niestety jednak granie na dzisiejszym sprzęcie jest znacznie utrudnione i jeśli nie jesteś wielkim fanem gier przygodowych i skomplikowanych zagadek – na twoim miejscu odpuściłbym sobie te pozycje. Sam pewnie nawet bym na nią teraz nie zerknął, gdyby nie to, że tak często zagrywałem się w nią w dzieciństwie 😉
Scooby Doo