Recenzja nowego horroru mistrza grozy „Malignant/Wcielenie”

Malignant to horror nietypowy, bardzo nietypowy. Rzadko kiedy zdarza mi się coś oceniać zupełnie inaczej niż większość widzów, tym razem jest mi jednak trochę przykro, że film tak charakterystyczny a zarazem tak dobry dostał tak mocno po dupie. Film przed premierą miał taką promocje, że raczej każdy spodziewał się czegoś w stylu „Obecności”. Oczywiście, że marketingowcy w tym momencie spierniczyli temat, bo nowy horror Jamesa Wana wcale nie jest w takim klimacie. Sam już po pierwszych dziesięciu minutach wiedziałem jak bardzo się myliłem z moimi oczekiwaniami, ale jejku – jak bardzo mi ten film siadł to masakra 😀 Film jest kiczowaty, nie ma co do tego wątpliwości, ale on taki właśnie miał być. Osobiście uwielbiam filmy, które wiedzą czym są (Patrz John Wick, który jest „typowym”, nic nie wnoszącym do gatunku akcyjniakiem ale jak on smakuje mmm) – dokładnie tak samo jest z tym dziełem. Wan wiedział co chciał stworzyć, widać też że dobrze się przy tym bawił. Aktorsko no jest średnio, niektóre „straszne” sceny też wyglądają dziwacznie jeśli się obejrzy tylko dany fragment. Powiem wam, że dzień po obejrzeniu jak sobie przewijałem niektóre sceny to w momentach gdy oglądając całość mocno się wczuwałem tutaj chciałem zacząć się śmiać, ale to po prostu kwestia tego że wtedy oglądałem te sceny bez poczucia tego klimatu, który potrzebuje parę chwil by w nas wsiąknął. Problemem w przypadku tego filmu jest to, że jest on tak bardzo nietypowy, zwykle albo się go bardzo nie lubi albo wręcz przeciwnie, raczej rzadko spotykałem się z ocenami po środku, ale jest to dla mnie jak najbardziej zrozumiałe przez to czym ten film jest.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *