Victor Crowley miał być tym kim od lat był już Jason Voorhees, Freddy Krueger czy Michael Myers – slasherowym zabójcą, który już na zawsze miał się zapisać w naszej popkulturze. Myślę, że wiele z was nawet nie wie o kim mowa, co samo przez się mówi jak bardzo twórcy przeholowali z oczekiwaniami, ale co poszło nie tak i dlaczego uważam serie „Topór/Hatchet” za niedocenioną i zasługującą na znacznie większą popularność? O tym w dzisiejszym tekście 😉
Zanim jednak weźmiemy na warsztat produkcje Adama Greena powinniśmy zastanowić się dobrze czym jest slasher. Także czas na kącik edukacyjny. Slasher to podgatunek horroru, w którym liczba bohaterów zmniejsza się poprzez wymyślne zabójstwa psychopatycznego mordercy. Ofiary w takich filmach to często stereotypowi bohaterzy typu jakaś głupia blondynka, alvaro przystojniak itp. Istnieją również pewne reguły, których należy przestrzegać aby w takim filmie przeżyć, inaczej w 99% przypadkach zakończy się to brutalną śmiercią. Bardzo często w slasherach będzie poruszany temat seksu, alkoholu – to nieodłączny element takiego kina. Siadając do oglądania filmu z tego gatunku raczej nie powinniśmy oczekiwać wybitnej historii, a mnóstwo krwi tryskającej w wszystkie strony świata.
Teraz, gdy już wiemy z czym mamy do czynienia chciałbym przedstawić wam „Topór” – serie, składającą się z czterech filmów, która w 2006 roku była reklamowana jako „stara szkoła amerykańskiego horroru” i tak – zdecydowanie ten slogan jest zgodny z prawdą, bo produkcja Adama Greena czerpie garściami z klasyków tego gatunku, w szczególności z kultowego i uwielbianego przeze mnie „Piątku trzynastego”. Green wykreował postać zabójcy, która wbija nam się do głowy tak samo mocno jak inni, klasyczni slasherowi zabójcy. Widz bardzo mocno wyczekuje każdego pojawienia się Crowleya na ekranie, bo jest to gwarancja dobrej i mocnej sceny. Victor jednak morduje bardzo często i bardzo krwawo. Robi to nawet częściej niż Jason, który na swoim koncie ma mistrza w ilości zabójstw. Gdyby tylko było więcej filmów z tej serii to myślę że jego miejsce zająłby nasz dzisiejszy bohater. Ilość w tym wypadku nie oznacza jednak utraty jakości, niejednokrotnie byłem w szoku widząc co wyczynia ten psychol w ogrodniczkach.
Idąc dalej za tropem horrorów lat osiemdziesiątych – Hatchet jest kiczowaty, ale to piekielnie kiczowaty. Mamy tutaj sporo nieśmiesznych żartów, szczególnie w pierwszych dwóch częściach. Jednym z takich żartów jako przykład podam myśliwego, który pije swój mocz mówiąc mmm jakie pyszne. Kicz nie sięga jednak tylko żartów, ale i postaci czy sceny zabójstw, które tak bardzo chwale. Nie chodzi o to, że mam rozdwojenie jaźni i chwale i krytykuje jednocześnie ten sam element, ale o to że ten pastisz w tym filmie jest właśnie piękny i zamierzony. Scena z duszeniem przy użyciu jelit? Totalnie nierealistyczna, ale za to jaka świetna.
Warto również zwrócić uwagę na to, że w pewnym stopniu Topór jest też czarną komedią. Mimo, że pierwsza część ma żarty, które częściej są żałosne niżeli śmieszne to każda kolejna część śmieszy co raz bardziej. Jest to jednak bardzo charakterystyczny typ humoru, który nie każdemu musi się spodobać. Osobiście śmiechłem bardzo z samoświadomego żartu dotyczącego obsady – w wszystkich czterech filmach gra jeden, konkretny aktor, który wciela się w trzy podobne do siebie postacie. Reżyser nie udaje więc, że widz jest idiotą tylko wykorzystuje ten fakt by puścić delikatnie do niego oczko i wyskakuje z żartem na ten temat.
Seria ta jest zdecydowanie przeznaczona dla konkretnej grupy odbiorców, dla ludzi, którzy uwielbiają ten gatunek i przede wszystkim go rozumieją. Jest to również swego rodzaju hołd dla tego kina. Fani na pewno wyłapią bardzo fajny smaczek przewijający się przez wszystkie części – w obsadzie pojawia się mnóstwo postaci związanych z slasherami. Sam Victor Crowley został zagrany przez aktora, który wcześniej przez wiele lat wcielał się w Jasona Vorheesa – Kane Hodder. W jednej z części pojawia się również aktor grający Jasona z rebootu z 2009 roku, co w pewnym sensie daje nam walkę Jason vs Jason. Ważną role w serii odgrywa też Tony Todd – Candyman i twórca laleczki Chucky – Tom Holland. Na moment pojawiają się również Robert Englund – Freddy Krueger i Tyler Mane – Michael Myers. Jest jeszcze kilka innych, pomniejszych ról postaci, których fani powinni rozpoznać 😉
Skupmy się teraz jednak trochę na konkretnych częściach i opowiedzmy co je boli
Topór / Hatchet 2006
Pierwsza, a zarazem najgorsza część cyklu. Poznajemy legendę o Victorze oraz bandę debili, których nie da się polubić. Jest to jednak zdecydowanie najbardziej typowy slasher z wszystkich części. Twórcy co chwile prezentują najbardziej typowe cechy gatunku, przez co pastisz zmieszany z krwią wylewa się aż z ekranu. Nie ma co ukrywać, że największą zaletą tej części są morderstwa i ich częstotliwość. Niestety mimo, że w slasherach rzadko kiedy mamy wybitne aktorstwo, tak tutaj jest to jednak już za niski poziom co wpływa na odczucia przy oglądaniu.
Topór II / Hatchet II 2010
Przy okazji drugiej części Green postanowił trochę odpuścić z aż tak kiczowatym humorem co wyszło serii na dobre. W dalszym ciągu jest to seria, która stawia na klasyczny styl, ale już trochę bardziej na poważnie, bez takiego przesadnego aż pastiszu. Podoba mi się postawienie na rozwinięcie fabuły i przedstawienie nam jeszcze dokładniej historii Crowleyów, która mimo że kiczowata to satysfakcjonująca. Reżyser naprawił swój błąd i w przypadku „dwójki” bohaterowie są dużo lepiej zagrani. Dla Tony’ego Todda i Danielle Harris był to zdecydowanie udany występ. O Hodderze nawet nie wspominam, bo to on i jego topór ciągnie cały ten cykl. Zdecydowanie moja ulubiona część
Topór III / Hatchet III 2013
Tym razem Adam Green ustąpił stołka reżysera BJ. McDonnelowi i od razu widać trochę inną rękę, ale to nie znaczy, że jest gorzej. Ponownie dostajemy bardzo dobrą role Danielle Harris, której postać bardzo mi się spodobała w tej części i ponownie dostajemy świetne krwawe widowisko. Niestety, mimo że krwawo i wymyślnie jak zawsze, to coś poszło nie tak przy analizowaniu jaki ból może znieść Victor. W jednym i tym samym filmie w pewnym momencie Victor potrafi upaść i na chwile odlecieć od kilku strzałów z krótkiej broni palnej, a w innej scenie strzał z granatnika nic mu praktycznie nie robi. Początkowo podobał mi się pomysł z rozwiązaniem klątwy, ale gdy zobaczyłem go w praktyce… no zakończenie łagodnie mówiąc nie powala.
Topór 4: Victor Crowley / Victor Crowley 2017
Adam Green ponownie jako reżyser i film, którego początkowo miało nie być, a w końcu powstał po cichu w tajemnicy przed światem. Poprzednie filmy zaczynały się w dosłownie tym samym momencie w którym kończyły się wcześniejsze, teraz jednak mamy podróż w czasie o 10 lat do przodu, a legenda o Victorze jest jeszcze bardziej znana. Momentami widać bardzo niski budżet tego filmu, ale mimo to dalej ogląda się to całkiem przyjemnie. Zabójstwa nie robią aż takiego wielkiego wrażenia jak w poprzednich częściach, a aktorsko również regres, show skrada jedna postać w scenie po napisach. Ogólnie niby jest gorzej, ale nie spada to poniżej pewnego poziomu.
„Topór” mógłby być hitem, który stałby na równi z wieloma wcześniej wymienionymi klasykami, ale gdyby pojawił się dużo wcześniej. Jest to bardzo dobry slasherowy cykl, ale niestety fanów tego gatunku jest co raz mniej a i tak nie wszyscy do końca zdają sobie sprawę z konwencji tych produkcji. Co ciekawe mimo wielu negatywnych opinii Adam Green jest dumny z marki i szczęśliwy, bo udało mu się zebrać pewną rzesze fanów, którzy pokochali filmy o mordercy z bagien i możliwa jest kontynuacja.